sobota, 20 października 2012
w drodze do rzymu
pepik chce myśleć o bogu z właściwym nastawieniem.
może właśnie dlatego pomiędzy żwirem i przepierzeniem
zawarło się, z wyprzedzeniem, tajne przymierze dające prymat
dyskusji wierzę, nie wierzę nad milczeniem, które słowa wytrzyma.
powściągliwiej zbiera się kra na rzece i spojrzenie na biel.
nad młodym imperium zbijają się w stada te chmury,
które rozbiegły się po upadku starego, niekiedy błyśnie kieł
prognozy, gdzieniegdzie reguły grzbiet szarobury.
pepikowi się marzy, że stoi na palowanym przyczółku
jak publiusz horacjusz kokles, z dwoma towarzyszkami,
że powstrzymuje całą armię najeźdźców, aż spalą mosty
sprzymierzeńcy, a on choć ranny rzuci się przez rzekę
w pełnej zbroi i przepłynie na swoją stronę lub, według
innej wersji, utonie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz