niedziela, 6 stycznia 2013

ins grüne, ins blaue















może nie było tam mnie, ani ciebie, a pewnie oboje
swarzymy się z granicznym światłem. może,
owszem, te same wysokie okna, te same zajączki
zbiegające za słoje, to samo ptaszysko cienia wgapione
w pojedyńczą donicę z kaktusem, który nieledwie
sam opiekuje się sobą, udowodnią, że wypełnianie
jest cechą pomieszczeń, nie miarą pomieszczonych.


bo też nauczyłem się wybierać miejsca pustawe.
wrócić chciałoby może, siedzące wielkodusznie, do rojeń
rzutkiego keplera; zaufało raz jeszcze, że sprawcą ruchu
jest duch, że to, że gaśnie światło nie jest niczym
cielesnym, że ono nie wyjeżdża z czeluści niczym
zapóźniona polewaczka na zawołanie melodramatu.


i czy wówczas spostrzeże, że nie było tam mnie, ani ciebie,
tylko recytacja zagłuchana w siebie i ten gest nad blatem?



obraz: edward hopper: sunlight in a cafeteria, 1958

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz