chciało mnie dziś wyprosić za drzwi:
wieżyczkowate niebo i kot, i ogród
za podmiejskim domem. tu piłem
wódkę w tamten bosy śnieg, tu
radowała mnie przejrzystość szyb -
myliłem ją z wejrzeniem w Was.
wybrałem podróż, wybrałem kłus
przez winnej góry zbyt niewinną chęć -
taki się sobie jawię coraz mniejszy.
i wszystko, co napędza wiatr składa
skrzydła siadając przy mnie na najniższej
z traw: weź się w garść, radzi. lub jakoś tak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz