niedziela, 5 stycznia 2014

pepik w złotej godzinie


  
skupił się na grze koloru. cynobry, ugry,
lazury i ich przepychanki, i lenistwo oczu,
i wieczór, i po kompocie, polpocie -

ale to było ledwie wyczuwalne zagięcie
nieba. kiedy już oswoił barwy nasz czeski
bohater, wtedy zauważył światło i cień

och! jakież to było odkrycie! takie wrażenie
musiały zrobić syreny ze straszliwych cieśnin
na emerycie, co skumał całą brytanikę

(i na tym poprzestał). a teraz obiecał sobie
nasz dochodzeniowiec, że rozszyfruje ziarno.
i tak się w sobie zawziął, że roszyfrowuje  

zdjęcie: Przemek Łośko: Little Neverlands  (hasselblad 500cm, kodak ektar 100)



sobota, 21 grudnia 2013

trzy wiersze przed kodą,





















pepik ostatni raz spogląda w siebie. chciałby
zobaczyć dno antofalli, osobiście, ale swoim
zwyczajem wysyła tam stepowego chomika.

z wypraw do wnętrza ziemi tę najbardziej ceni,
co kończy się na oparciu sofy, na obrzeżu wioski
lub pomiędzy ustami i brzegiem koszmaru,

na granicy szmiry i złudzenia, gdzie - wierzył
tak dotąd - rodzi się sztuka. nic się nie zrodziło,
nawet cień pustki, nawet szarość, po prostu

zdarzył się płatek chabru, maku, zawirował,
a teraz gałgan przytuli do włókien brudny koniec
tęczy i będzie udawać wszechświat, przed sobą 



zdjęcie: przemek łośko: Mówią, że w tańcu jesteśmy wolni  (hasselblad 500cm, tmax400)

poniedziałek, 9 grudnia 2013

zamiast smutnych zgliszczy





















chciałbym słuchać tounkan, wciąż i wciąż,
kręcąc leniwą ósemkę po wyjściu z niskiej pętli

 
ale słucham zgliszczy. wychodzą ze mnie place,
smutniejsze od tych, które śniłem w chwilach wielkości

 
racja, urojonej. kiedy jednak siebie przesiewam,
już nie piasek, ani nawet osad, tylko nic, zapamiętałe

 
w udawaniu pustynnego wiatru, więc kiedy przesiewa
mnie twoja i twoja, i jego dłoń, pozostaje coś co jednak

 
czyni ten gest, zasiew, z czego składasz się ty, i ja, i chmury
przepowiednia - coś co jest miłością i czego przesiać się nie da 



ilustracja: [przemek łośko] Niebo jest w nas, na pewno (hasselblad + tmax400, podwójna ekspozycja)

wtorek, 10 września 2013

pepik spotyka dziada z bzem



w drodze wieczornej na parchowatkę. pojrzyj ino,
panie młody, pojrzyj na księżyc na błękitnym niebie,
a się przysięgnij, jeśli żyć chcesz wiecznie - zagaił
stary i ręką podparł chudy konar głogu

przy murze cmentarza. spojrzałem, połówka księżyca
przeciągała promień ze słońcem, a on raz jeszcze, czy chcę
żyć wiecznie. chcę, i chcę być młody, bo przecież
kłamać nie będę. a dziad dłoń wyciągnął ponad zmierzwione

włosy i ściągnął promień, i podał - ale przysiąż się,
przysiąż, że nigdy miłować nie będziesz. nigdy! a jeśli choć
raz pokochasz, dar stracisz! więc dłoń mu zamknąłem
na promieniu i z tym bzem poszedłem pod górę
nogami włócząc, a młody zbiegł rześko do krajowej drogi.

zdjęcie: zasypiać, zasypiać ptaki - przemek łośko i weronika woźniak


piątek, 6 września 2013

pies wycieraczka opowiada sen pepikowi,



bo mógłby go polizać po twarzy, wysłuchać snu,
ale nie, pies wycieraczka woli opowiedzieć sen
pepikowi, który siedzi bezmyślnie w roku
dwunastym i tępo bejcuje ogrodową ławę.

daj mi harfę, pepiku, a do snu zagram melodię.
nosiłem w pysku lalki, lalkom nadstawiałem karku,
badałem środek lalki, udawałem pacynkę,
a teraz siedzę tu przed tobą i chcę opowiedzieć

tobie mój sen. pepik przyglądał się psu uważniej

niż słońce jemu samemu zagląda w guziki. hej,
czemu tak siedzisz samotnie i smętnie, coś taki
ponury - zawołał do niego głóg z drugiej strony

ulicy. a pepik, a może to był pies albo żaden z nich

tylko ktoś zupełnie inny nadal wpatrywał się
w siebie i nadal ciemnoróżowo zakwitał głóg.

wtorek, 3 września 2013

pepik odnajduje kwiat paproci




i trzyma go w dłoniach, nie trzymając
wcale. jedna z baśni owinęła ich wokół
przewidywanej osi slowfoksa: wolny,
wolny, szybki, szybki i najdłuższe stop

hej, baśniu, weź ten kwiat ode mnie,
ja go nie chcę wcale. nie chcę poznawać
niedotyku, ani jego szaleństw, chcę tylko
wychodzić nago między ciemne buki

i skakać z jasnych plam na popielatej trawie,
na plamy ciemne w północowym stawie - milcz!
i tak stara baśń wzięła w palce pepiego idiotę,
jak gdyby nie zakwitał, nie przekwitał wcale


fot. Sen nocy letniej, w reżyserii Maxa Reinhardta

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Powrót Pantytesa




Και περισσότερη τιμή τούς πρέπει
όταν προβλέπουν (και πολλοί προβλέπουν)
πως ο Εφιάλτης θα φανεί στο τέλος,
κ’ οι Μήδοι επί τέλους θα διαβούνε.

I  większej jeszcze godni są pochwały,
którzy przewidują (a przewiduje wielu),
że kiedyś pojawi się Efialtes,
i że Persowie, w końcu, przejdą.

Kawafis, Termopile


‘… spieszę zatem, Eurypylusie, dołączyć do mego władcy
i towarzyszy. Tęsknię za dźwiękiem piszczałek, oby koń
niósł mnie szybciej niż etezyjski wiatr. Braciom przekaż
wolę Sparty, ale i nadzieję na braterski sojusz.’ Przekazałem.
Patrzę na Ossę pod śniegiem, na laurowe drzewko,
w którym wciąż, może, ukrywa się Dafne. Modre duchy Pinei
zapomniały, że wiosną karmiły się nimi usta Nieśmiertelnych.

Mardoniuszu! Głupcze, zostawiłeś nas samych, więc sprawiedliwie
Twoje oczodoły wślepiają się przez egejski błękit w orbity
Leonidasa, innego idioty. Nic nie rodzi się z odwagi, nic nie bierze
z niej początku, a z jej skutków śmieją  się nawet mity. Jest epizodem,
wirem na zamulonej rzece życia. Jeśli postawisz temu nurtowi tamę –
świątynię, koszary, pałac eforów albo najprostszy dom z dziedzińcem –
wtedy mogą przeglądać się w nim nieba i Olimpy.

Ale Ty, Pantytesie, wolałeś szukać odwagi.

Gnałeś, pewnie, jak szkwał, nie jak powiew łagodnego meltremu.
Na trzystu tych, którzy zginąć musieli, patrzyło siedmiuset,
którzy śmierć wybrali. Tobie byli podobni, w swym szaleństwie.
Niechże ich matka Tespia nagrodzi posągiem lwa z piasku. Gnałeś,
pewnie, jak szkwał do wąwozu, a potem już bardzo stępa.

Mury ojczyzny rosły w oczach i były naprawdę wysokie.

Matka minęła Cię w progu bez słowa. Brat mocno zacisnął palce
na nozdrzach i wyszedł „odetchnąć powietrzem”. Kruki uciekły nawet
z przedmieść, a miejscy niewolnicy puszczali wiatry w Twojej obecności.
Dzień Twego powrotu był smutnym, szyderczym dniem.

Jutro wstaniesz wcześniej, wykonasz ćwiczenie włócznią i mieczem.
Zdejmiesz chlamidę, potem nago przejdziesz przez miasto i zejdziesz
nad rzekę. Kark będzie chłodny od wody, kiedy zarzucisz pętlę.
A kiedy skoczysz, przed oczami łagodnie zabuja Tajget,
dokąd - słyszałeś od dziadka w dzieciństwie - odchodzą duchy
najmężniejszych hoplitów.

Ja z kolei poczekam na spartańskie poselstwo, które, jak widzę, drapie
się w kurzu w stronę miejskiej bramy. Tegoroczne wino jest wyjątkowo
łagodne i przyjemnie rozleniwia ciało schłodzone kąpielą. Wieczorem
obejrzymy razem komedię, będą niewolnice i chłopcy, podarunki
i wspólny śpiew, bo wiesz, myślę, że się zaprzyjaźnimy. A po śniadaniu
dam łapówkę królowi. Nazwę ją darem przyjaźni, gwarancją
wieczystej współpracy, jeśli trzeba: braterskim sojuszem.

Będzie jak sobie życzyłeś, Pantytesie.



fot. Góra Kallidromos, widok z pagórka Kolonos. Autor: Fkerasar